piątek, 23 grudnia 2011

Była 7:03, a ja już wstałam. Weszłam do łazienki i myjąc zęby usłyszałam huk, a potem trzask opadających na ziemię talerzy. "Pewnie Ares zahaczył o jakąś szafkę i talerze poleciały"-pomyślałam. Dokończyłam mycie jamy ustnej i pobiegłam na dół. Wleciałam do kuchni i zastałam tam mamę widniejącą nad potłuczonymi talerzami. -Co jest?-zapytałam zdziwiona -Aresa nie ma! Uciekł! Jak wbiegłam do kuchni żeby zabrać telefon i zadzwonić do taty uderzyłam w szafę i..-mówiła szybko rozdarta -Jak to uciekł? Kiedy?-pytałam chaotycznie wiedząc, że mama nie zna odpowiedzi na to pytanie -Nie wiem! W nocy! Rano! Nie wiem!-krzyczała wybierając numer telefonu -Nie dzwoń, poszukam go!-rzuciłam szukając kurtki i trzymając buty w ręce. "Jeszcze tego brakowało na święta. Zajebiście!"-mówiłam do siebie w myślach zatrzaskując drzwi. "Przecież wstałam dość wcześnie, słyszałabym cokolwiek!"-obwiniając siebie szłam rozglądając się wszędzie. W pewnym momencie zobaczyłam jakiegoś chłopaka trzymającego za obrożę labradora podobnego do Aresa i biegnąc do niego krzyczałam -Ej! Puść mojego psa! Zostaw go!-darłam się i poślizgnąwszy się na zamarzniętej kałuży wpadłam na niego przewracając go. -Sorry!-krzyknęłam. -Eee, nic się nie stało.-mówił otrzepując się. Wstałam i mu pomogłam po czym rzekłam -To mój pies, to Ares! -Skąd mogłem wiedzieć? Siedziałem na ławce i podszedł do mnie no to chciałem go zaprowadzić do znajomej, która zajmuje się błąkającymi zwierzakami..-tłumaczył się -Aha, ee dzięki?-rzuciłam obojętnie odbierając psa -Mati jestem, Mateusz-powiedział wyciągając rękę w moim kierunku z uśmiechem -Paula-odpowiedziałam odwzajemniając uśmiech -Jeszcze raz dzięki, ee..-mówiłam zakłopotana -Może skontaktowalibyśmy się jeszcze jakoś? -ciągnęłam tą ironiczną rozmowę -Jasne, masz telefon? -zapytał po czym podałam mu komórkę, a on wbił tam swój numer zapisując się jako "On:*" i odszedł uśmiechnięty w kierunku skateparku. Szczęśliwa pogłaskałam mojego uciekiniera i poszłam z nim w kierunku domu. Kiedy już weszliśmy Ares od razu poleciał na górę, a mama jak to mama zaczęła na niego wrzeszczeć. -Maamo, luzik. Znalazł się i to najważniejsze. -powiedziałam pisząc smsa z podziękowaniami do nowo poznanego kolegi. Spojrzałam na godzinę i zauważyłam że dochodziła 8. Zdziwiłam się co Mati robił o tej godzinie w skateparku, ale nie to mnie teraz obchodziło. Ważniejsze było to, że gdy zobaczyłam go leżącego na śniegu poczułam motyle w brzuchu..Nie powinnam, wiem! Mam Maćka, ale nie mogłam tego opanować i co chwila zerkając na telefon czy Mateusz odpisał położyłam się przed TV. Wciąż o nim myślałam i gdy poczułam wibracje telefonu zerwałam się z kanapy odblokowując telefon. -Eeeh-syknęłam. To był tylko smses od Julki. Odpisałam na szybko i poszłam do kuchni po jakąś coca-colę. Godzinę siedziałam przed telewizorem. Poszłam do siebie i włączyłam komputer. Poszperałam w necie i doszłam do wniosku, że pierwszy raz od dłuższego czasu tak cholernie się nudzę. W pogoni za znalezieniem sobie zajęcia zaczęłam sprzątać pokój. Wyjęłam stare pudełko po pizzy spod łóżka. -Dawno tu nie sprzątałam-zaśmiałam się. Po chwili sprzątania usłyszałam głos mamy dobiegający z dołu. Zeszłam, a mama stała już przed schodami z kartonem, na którym widniał napis "choinka". Uśmiechnęłam się i odebrałam pudło od mamy. W salonie stała już piękna, potężna choinka. Zabrałam się do strojenia. Chwilę potem poczułam zapach placka, którego właśnie mama wyciągnęła z piekarnika. -Mmm, ale pachnie!-powiedziałam wchodząc do kuchni, mama się tylko uśmiechnęła. Wślizgnęłam się na wysokie krzesło przy blacie i obserwowałam jak mama ozdabia różnokształtne pierniczki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz